Mostra collettiva con Chiara Fronterre "riflessioni". Galleria blu81, Marzamemi, Sicilia
Domenica 14 aprile a Noto, ai Bassi del Palazzo Nicolaci, prende il via la pluriennale rassegna artistica “Percorsi di NOTOrietà”, promossa da Studio Barnum contemporary con il Patrocinio del Comune di Noto.
L’edizione 2019, curata dal suo ideatore Vincenzo Medica nel 2002, con l’intenzione di portare alla luce talentuosi artisti, ancora poco conosciuti, si apre con la mostra ATTRAZIONI, con i singolari ritratti dipinti, di piccolo formato, che l’artista Judyta Krawczyk, originaria di Varsavia, ma innamorata della Sicilia e di Noto, presenterà per la prima volta al pubblico siciliano. La mostra sarà visitabile fino al 12 maggio, tutti i giorni compresi i festivi, dalle 11 alle 19, ad ingresso libero.
<<Da adolescente, ho visto il film “Il postino” del
1994. Ho sentito un’insolita vicinanza con il luogo e l’atmosfera di
questo film. Con calma leggera e metafisica. Un forte desiderio di
trasferirsi per vivere lì.>> dichiara Judyta.
<<Il mio meraviglioso marito Grzegorz – un poeta e un
musicista mi hanno portato qui. Si può dire che la Sicilia ha unito i
nostri cuori con l’arte e la bellezza. Ed è stata una scelta eccellente!
La Sicilia non può essere paragonata a nessun altro posto al mondo. Per
me è l’inizio del mondo! Qui mi sento libera. Vedo anche e sento il
bisogno e l’amore della libertà nei miei nuovi vicini Siciliani e
questo è grandioso. Nella mia pittura, creo un legame con
l’immagine, solo attraverso un senso di assoluta devozione nei suoi
confronti. Per me, la pittura è una dimensione diversa di fare l’amore. Nei
volti delle persone che amo dipingere si rispecchiano i veri
sentimenti.. Tutta la libertà umana e la schiavitù. Gioia e tristezza.
Potere e debolezza. Tutte queste cose che ci fanno sentire come se
fossimo veramente o che volessimo essere… Sui volti delle
persone che amo dipingere sono scritti i sentimenti veri. Tutta la
libertà umana e la schiavitù. Gioia e tristezza. Forza e debolezza.
Tutte queste cose che ci fanno sentire come se fossimo veramente o che
volessimo essere… Ho scelto il ritratto – perché nessuna faccia
è uguale all’altra, nessun uomo è simile all’altro. Non mi piace la
ripetizione, la meccanica nell’arte. Il contatto con un altro essere
umano attraverso un ritratto dà l’opportunità di catturare “quell’altro”.>>
..................................................
exibition ( mostra) INNER VISION - Avola 2018, Sicili
.....................................................................................................................................................
"Ludzie jak metronomy, kołyszą zimno w ciepłe kolory" - Fundacja 4 style, Kraków, 2017 r.
http://www.fundacja4style.pl/projekty/podsumowanie-wystawy-judyta-krawczyk/
............................................................................................................................................................
Wystawa na Lotnisku Chopina w Warszawie, 2010 r.
Eshibition " Comin Out", Chopin Aiport, Warsaw, 2010, Poland
http://www.comingout.asp.waw.pl/
Wystawa "Już nie ja" w galerii Szara Kamienica w Krakowie, 2011 r.
Eshibition " Not me anymore", "Gray House" gallery Cracow, 2011, Poland
http://www.szarakamienica.pl/pl/news/view/wystawawglerii2701/
Wystawa "Okrycia", Stacja Falenica, Warszawa 2011 r.
Exhibition "Coat", Stacja Falenica, Warsaw 2011, Poland
http://stacjafalenica.pl/kawiarnia.php
Wystawa zbiorowa "Niezła sztuka", Muzeum Mazowieckie, Płock 2011 r.
Collaboration on with Muzeum Mazowieckie in Plock 2011, Poland
............................................................................................................................................................
reviews
szósty zmysł 2012 - recenzja
http://miesiacwkrakowie.pl/galerie/44-galerie/1019-juz-nie-ja-judyta-krawczyk-domanska.html
http://www.poland-art.com/index.php/recenzje/668-natalia-klein/4572-nielatwa-sztuka-pamieci-judyta-krawczyk-domanska-w-galerii-szara-kamienica
http://www.sztukpuk.art.pl/wydarzenia_2010/324.html
http://www.linia.com.pl/public/article.php?7-26466-0
.........................................................................................................................................................
recenzja do wystawy " SPIS RZECZY"
Rzecz o Rzeczy nie od rzeczy
„To nie poczucie winy jest przekleństwem
człowieka – to ciało nim jest”. Słowa te padły w roku 1966 znamionując coś w
rodzaju przewrotu. Do czasu tych słów, których wypowiedzenie publiczne jest
tylko arbitralnie przeze mnie wybranym punktem w historii ludzi, a przede
wszystkim historii kobiet, były one widziane, choć nie zawsze łatwo to
przyznawano, jako zaczyn powstania i wszechobecności w świecie ludzkim poczucia
winy. Kobieta stała się, a potem była równoważnikiem grzechu, a ciało jej
powodem grzeszności.
Nie przypadkiem
wszelako dostało się ciału kobiecemu, a męskiemu upiekło. Od zawsze, to znaczy
od chwili gdy „zawsze” się zaczęło, ciało mężczyzn sprowadzało się do jednego
organu, z którym zawiera on dozgonny i w pełni monogamiczny ślub. Z tego punktu
oglądu świata ciało kobiet istniało jedynie jako zasłonięte, zawoalowane,
bardziej sugerując cokolwiek, niż istniejąc realnie. Ten to woal był i jest
przedmiotem fascynacji patrzących z męskiego punktu widzenia. Za woalem zaś
czaiła się trwoga.
Świat wstrzymał
oddech i czekał, mając od dawna intuicję, że to co za woalem musi przemówić
głosem kobiet. I w końcu się to stało – taka już kolej rzeczy. A że historia
czekała z tym tak długo? Cóż, poczujmy się szczęśliwcami. To my właśnie możemy
oglądać to, co dają nam do zobaczenia kobiety, nie musząc jak dotychczas
podglądać lub dawać się mamić mimikrą rozmaitych przedstawień.
„Dawanie do oglądania” unika wszelkich pułapek
przedstawiania. Tak właśnie dzieje się w przypadku zbioru obrazów
prezentowanych przez Judytę Krawczyk. Zbiór obrazów zatytułowany został, jakże
trafnie, spisem rzeczy. Rzeczy w liczbie mnogiej, podkreślam, świadomie
dotykając paradoksu. Przyzwyczajeni jesteśmy do istnienia ciała jako obrazu,
wyobrażenia zaklętego w dychotomii podoba się-nie podoba się, tudzież ciała
jako przedmiotu, tego co prezentowane jest dla kogoś, dla tego kogoś
satysfakcji.
Lecz ciało jako Rzecz, z dużej litery, albowiem nie byle to
rzecz?
Prezentowanie
byle rzeczy jako Rzeczy, urzeczowianie elementów codzienności ma już długą
tradycję i nie jest niczym nowym. Te obrazy aliści tyczą Rzeczy jaką jest
ciało. Nie mamy tu do czynienia z ciałem branym jako przedmiot, ubieranym,
malowanym, czy mytym. Nie mamy w tym zbiorze ciała branego jako organ, tym co
uczestniczy w grach erotycznych, w ich rytuałach i schematach.
Ciało u Judyty Krawczyk jest Rzeczą, która
mówi Judytą Krawczyk. Ciało u niej mówi i mówienie to nie jest paplaniną,
gadaniem o tym czy owym. Ciało przez nią pokazywane zajmuje miejsce autora,
któremu zazwyczaj daje się ten przywilej. Kolekcja 13 obrazów dana nam do
oglądania ukazuje ciało uprzywilejowane w dobru i złu („Początek jest końcem”,
„Posadziłam, powiesiłam”), ekstazie i okrucieństwie(„Pocałunek”, „Rozpacz”, ”Bukowa”),
błogości i obojętności („Wakacje”, „Ja tu zostanę, a ty leć kocia”), miłości i
pożądliwości („Wierność”, „Nie pozbawiaj sługi swego wolności”, „Stróż”),
powszedniości i splendoru („Dom bez mąki to nie dom”, „Bez tytułu”, „P1”).
Gdy mężczyzna
poślubiony jest organowi, kobieta poślubiona jest swemu ciału. To para zżyta ze
sobą tak bardzo, że nic już między nią nie da się włożyć. Stąd mamy glebę,
urodzajną lub nie, rozkwitłą lub jałową, ale i niebiosa, przychylne lub wrogie.
Pod i nad jest ciało, a pomiędzy Ona, Judyta Krawczyk, ale i każda inna.
Kobieta jako
instrument ciała – a może warto to uogólnić i rzec, że kobieta jest
instrumentem ciała, i nie koniecznie swego.
Dla tej choćby refleksji warto popatrzeć na „Spis rzeczy”.
Krzysztof Pawlak
ang
“Guilt is not the curse of the human – the body is.” These words, uttered in 1966, characterized a paradigm shift. These words, especially for women, formed the nucleus of the emergence and omnipotence of sin. As women came into existence, they became the synonym of sin and their bodies the essence of sin.
It is not an accident that the woman’s body, rather than the man’s, was framed as sin. Forever, well, ever since forever existed, the man’s body was epitomized by one organ, which contained a lifelong monogamous covenant. Since then, the woman’s body was always covered, veiled, suggesting that it
was anything rather than something. This veiled ‘fogginess’ was and still is a fascinating entity from the male perspective. But behind the veil, lurked fear.
The world took a deep breath, and held it; intuitively feeling that behind the veil must be a woman’s voice. And it finally happened – of course, that is the way of things. And regarding why has history made us wait this long? Oh well, let us rejoice. Because it is us that can look at what only a woman can show
us, without having to resort to voyeurism or to allow ourselves to become tantalized in various performances.
“Giving to be seen” omits all presentation traps. That’s how Judyta Krawczyk’s collection of work works.
The collection of paintings is accurately entitled a list of things. Things, in the plural, knowingly touch the paradox. We are used to a viewing a body like a painting, with the cursed “like it/don’t like it” dichotomy and the body as an object, presented for someone’s enjoyment.
The body as a Thing, capitalized, isn’t just any thing.
Presenting anything as Things, or the objectification of everyday objects has a long history and is no longer new. These images, however, pertain to the Thing that is the body. We are no longer discussing a body as an object, dressed, with make-up, or myth. In this collection, we don’t see a body as an organ or a player of erotic games, rituals or schemes.
The body presented by Judyta Krawczyk is a Thing, that Judyta Krawczyk speaks. The body speaks in her paintings and the speaking is not just babbling or chatting about this and that. The body presented by her, takes the place of the author, whom which we usually give the privilege. This collection of 13
paintings, shows us a privileged body in good and bad (“The Beginning is the End”, “I Placed/Sad, I Hung Something?”), in ecstasy and torture (“Kiss”, “Despair”, OMITTED), in bliss and indifference (“Vacation”, “I will stay here, and you fly pussycat?”), in love and lust (“Faithfulness”, “Don’t take away the servants’ freedom”, “Guardian”), and in commonness and splendor (“A House without Flour isn’t a Home”, “Untitled”, “P1”).
If a man weds the organs, the woman weds her body. This pair is so tight-knit, that nothing can come between them. This is where we have soil, fertile or not, and the heavens, kind or evil. Above and below is the body, and between is she - Judyta Krawczyk, as well as, all other women.
The woman is an instrument of the body – but maybe we should generalize and say that every woman is an instrument of the body but not necessarily her own.
ang
“Guilt is not the curse of the human – the body is.” These words, uttered in 1966, characterized a paradigm shift. These words, especially for women, formed the nucleus of the emergence and omnipotence of sin. As women came into existence, they became the synonym of sin and their bodies the essence of sin.
It is not an accident that the woman’s body, rather than the man’s, was framed as sin. Forever, well, ever since forever existed, the man’s body was epitomized by one organ, which contained a lifelong monogamous covenant. Since then, the woman’s body was always covered, veiled, suggesting that it
was anything rather than something. This veiled ‘fogginess’ was and still is a fascinating entity from the male perspective. But behind the veil, lurked fear.
The world took a deep breath, and held it; intuitively feeling that behind the veil must be a woman’s voice. And it finally happened – of course, that is the way of things. And regarding why has history made us wait this long? Oh well, let us rejoice. Because it is us that can look at what only a woman can show
us, without having to resort to voyeurism or to allow ourselves to become tantalized in various performances.
“Giving to be seen” omits all presentation traps. That’s how Judyta Krawczyk’s collection of work works.
The collection of paintings is accurately entitled a list of things. Things, in the plural, knowingly touch the paradox. We are used to a viewing a body like a painting, with the cursed “like it/don’t like it” dichotomy and the body as an object, presented for someone’s enjoyment.
The body as a Thing, capitalized, isn’t just any thing.
Presenting anything as Things, or the objectification of everyday objects has a long history and is no longer new. These images, however, pertain to the Thing that is the body. We are no longer discussing a body as an object, dressed, with make-up, or myth. In this collection, we don’t see a body as an organ or a player of erotic games, rituals or schemes.
The body presented by Judyta Krawczyk is a Thing, that Judyta Krawczyk speaks. The body speaks in her paintings and the speaking is not just babbling or chatting about this and that. The body presented by her, takes the place of the author, whom which we usually give the privilege. This collection of 13
paintings, shows us a privileged body in good and bad (“The Beginning is the End”, “I Placed/Sad, I Hung Something?”), in ecstasy and torture (“Kiss”, “Despair”, OMITTED), in bliss and indifference (“Vacation”, “I will stay here, and you fly pussycat?”), in love and lust (“Faithfulness”, “Don’t take away the servants’ freedom”, “Guardian”), and in commonness and splendor (“A House without Flour isn’t a Home”, “Untitled”, “P1”).
If a man weds the organs, the woman weds her body. This pair is so tight-knit, that nothing can come between them. This is where we have soil, fertile or not, and the heavens, kind or evil. Above and below is the body, and between is she - Judyta Krawczyk, as well as, all other women.
The woman is an instrument of the body – but maybe we should generalize and say that every woman is an instrument of the body but not necessarily her own.
If only for
of this reflection, it is worth looking at “List of Things”.
Krzysztof Pawlak
..........................................................................................................................................
recenzja do wystawy " Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej"
recenzja do wystawy " Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej"
Krople nadziei
Powiada się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - taki
też jest tytuł wystawy Judyty Krawczyk - jednak nieczęsto pytamy, w jakim domu
i co to znaczy najlepiej. Czy dom wyobrażony to dom rodzinny - zapamiętany, a
może utracony? Czy to jest tylko miejsce aktualnych zdarzeń, a może ślad
pamięci zniekształcony przez czas? Czy wreszcie dom to idea, marzenie, a może
cień lub promień, który na nas padł i, nomen omen, umeblował przyszły los?
Judyta Krawczyk szuka odpowiedzi na te pytania, ale do tych
uniwersalnych dodaje własne, prywatne metafory, które czynią jej przepełnioną
symbolami sztukę wyjątkową. Dom artystki ma wiele odcieni. Trzy domy wybudowane
przez ojca, ten ostatni, zwany Malinowym Dworem, to dziś samotne miejsce życia
jej rodziców. Śmierć siostry. Śmierć babci. Śmierć psów. Dom, ten wymarzony i
zbudowany pracą własnych rąk, powoli pustoszał, ale pozostało trwałe
pragnienie, sieć znaczeń i postaci, które naznaczyły rodzinne miejsca oraz
pamięć i wrażliwość artystki.
Jakie echo tamtej przeszłości przeniosła do swojego
warszawskiego domu-mieszkania, które zostawił dla niej zmarły przyjaciel? On
także, ze swymi psami, został sportretowany przez artystkę, podobnie jak
ukochana babcia Stefcia (dom rodzinny mieścił się przy ulicy Bukowej, stąd
tytuł obrazu) i córka, której okrzyki buntu i protestu coraz częściej
wypełniają cztery ściany codzienności. Nie ma domu bez bólu, tak jak nie ma
sztuki bez przekształcenia cierpienia w kroplę nadziei (lub nadziei w kroplę
cierpienia). W obrazach Judyty Krawczyk tą kroplą bywa kolor kontrastujący z
szarością lub czernią: wielki czarny pies wypełnia czarną pustkę, jednak cały
wszechświat ukryty jest w pokrytym ceglaną dachówką domu.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej? Być może. Jednak
obrazy Judyty Krawczyk, która wypracowała własny język artystyczny i
wyróżniający ją malarski styl, są odpowiedzią na zupełnie inne pytanie. Jakie?
Każdy odbiorca odnajdzie je sam.
Przemysław Szubartowicz
................................................................................................................................................
Tamte
brzegi
Współczesny
świat – ten, który składa hołd popkulturze, organizuje istnienie
wokół
spraw błahych, nieistotnych, rozpościera mgłę nad pytaniami
ostatecznymi,
o śmierć, o sens, o rolę absurdu w naszym byciu – nie jest wygodnym
miejscem
dla artysty. Zwłaszcza dla takiego, który za cenę wyrzeczeń wybiera akt
etyczny:
tworzę.
Szczególnie dotkliwie odczuwają to artyści, którzy wybrali drogę tradycyjnego
malarstwa.
Piszę „tradycyjnego”, bowiem sztuki plastyczne – podobnie jak inne dziedziny
życia – zostały
wessane w wir „postępu”. Już nie śmiała kreska, lecz prezentacja
audiowizualna,
już nie gra światła i cienia, ale koncept krytyczny, już nie mozół twórczy, a
jedynie
przemyślany wybór sposobu kreacji i znaczenia dzieła. Coś ulotnego, o czym
czasami
pamiętają jeszcze
niektórzy studenci i absolwenci wydziałów malarstwa uczelni
artystycznych
– rozwiewa się, ulega presji, idzie z duchem tych smutnych czasów. Oto
dlaczego
tak trudno zmierzyć się dziś z mitem Antygony, która jest dla naszej
cywilizacji
źródłem
pytania: jak pragnąć i iść osobnym szlakiem w imię tego, co się wybrało, i
wbrew
wszystkiemu?
Judyta
Krawczyk – młoda malarka, mająca na swoim koncie kilka
istotnych
prezentacji w Polsce i w Europie, absolwentka warszawskiej ASP,
wywodząca
się ze znamienitej pracowni prof. Leona Tarasewicza – wybrała drogę
najtrudniejszą
i już sam ten wybór zasługuje na wyrzucenie rąk w górę z okrzykiem: nie
wszystko
stracone! Nie wszystko stracone dla malarstwa! Od lat bowiem konsekwentnie
staje oko w oko z białym płótnem, uzbrojona w zapał twórczy, farbę, ale także –
i chyba
najważniejsze
– tajemnicę. Bo to właśnie z tajemnicy wzięła się jej twórczość. Jest w tych
obrazach,
szczególnie w najnowszym cyklu „Sixth Sense 2012”, coś mrocznego, ciężkiego,
narzucającego
się w okamgnieniu odbiorcy. Coś, co nie daje spokoju. I jest też w nich coś, co
nie
pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z artystką, która z „tu i teraz” bycia
oraz „tam
i kiedyś”
tragicznego wspomnienia próbuje zatrzymać, zapikować jednym słowem „jestem”.
Jest też sporo
ironii, która wbrew pozorom nie zakłóca ściśle melancholijnego rysu tej
twórczości.
W
tym malarstwie – a to naprawdę rzadkość – udaje się zespolić trzy,
zasadnicze
na przykład dla psychoanalizy, a fundamentalne dla istnienia
podmiotu,
rejestry: Wyobrażeniowe, Symboliczne i Realne. Oto jesteśmy na tej drodze,
która
nie ulega
kompromisom: jest obraz, „fizyczny nośnik” (to termin zaczerpnięty z
popkultury)
bólu, pytań,
rozterek, snów, subiektywności, rezonansów uczuciowych, ale nie bez ukrytych
kontekstów.
Jednym z nich jest bez wątpienia pytanie o sens, o to, kim jestem i dlaczego
nie
mogę uwolnić
się od tego, bez czego by mnie nie było. Gdy myślę o tym malarstwie, mam w
pamięci
wiersz Jacka Kaczmarskiego, który przecież był jednym z najwybitniejszych
krytyków
sztuki, a swoje „recenzje” ubierał we frazy poetyckie i piosenki: „Wszyscyśmy z
płócien /
Rembrandta: / To tylko kwestia / Światła; // Wszyscyśmy z drwin / Sokratesa: /
Nierozpoznana
/ Niewiedza; // Wszyscyśmy z myśli Descartes’a: / Tusz, zamiast duszy / Na
kartach;
// Wszyscyśmy z fałszu / Afiszy: / Płaski wrzask / W wielkiej ciszy”.
Malarstwo
Judyty Krawczyk to nie afisz, bo staje w kontrapunkcie
dla blagi
cywilizacji informacyjnej, ale i dla kultury masowej. Dr House, ten
serialowy
sztukmistrz, wisi w próżni, ale tylko po to, by mieć wybór, gdyż tuż obok niego
znajdziemy
„buñuelowskie pudełko” z tajemnicą, płytą bez sygnatury. Co tam jest? Gdzie
indziej
realistyczne postaci, „osoby dramatu” życia (życia artystki?), wyłaniają się z
płócien
w bolesnym
sprzeciwie wobec usiłowań zapomnienia. Ono jednak ma charakter plamy,
szarości,
gdzieniegdzie malowanej z rozmachem, gdzie indziej subtelnie. Tło jest w tych
obrazach
jak pamięć, reprezentuje nieświadomość, mętną i senną jak freudowskie marzenie,
które nie
może zaznać spokoju. Niezwykle uważnie maluje artystka te sceny, gdyż wie, że
to,
co na zewnątrz,
to, co widzialne, będące treścią realną, nie tyle odgrodzone jest tłem, nie
tyle wyłania się z niego, ile wpada, wsysane jest przez tło, tonie w nim. Widać
wyraźnie, że
ważniejsze
są „tamte brzegi”: pytania, na które nie ma odpowiedzi, chaos, który zakłóca
codzienne
sprawki, owa bezduszna, surowa, nieusuwalna szczelina nieświadomości. Oto
natura
tego malarstwa, znakomitego malarstwa.
Współczesny
świat – słowo się rzekło – nie jest artyście przychylny, gdyż robi
wszystko,
by to, co w podmiocie prawdziwe, rozpęknięte, trudne, zagłaskać.
Jednak
kobieta z głową wilczycy nie chce dać się zagłaskać. Stoi na baczność, harda,
niewzruszona.
Jak sztuka, która wciąż ma swoich powierników.
Przemysław
Szubartowicz
Krytyk,
poeta, publicysta Programu Pierwszego Polskiego Radia
......................................................................................................
Shores away
Today’s world – one that bows down to pop culture, that
frantically spins around potty, trivial things, spreads a cloud of mist over
ultimate questions: those about death, sense, the role absurd plays in our
existence – is far from a cosy place to be for an artist. Especially for one
who goes after an ethical act: creation, paying the price of sacrifices. This
is experienced as particularly painful by artists who choose to follow the path
of traditional painting. I call it traditional since fine arts, just as other
areas of life, have been sucked into the maelstrom of progress. An adventurous
line gives way to audiovisual presentation, play of light and shade does to
critical concept. Arduous creation – superseded by just a rational choice of how
to get things done and what they are meant to signify. That special something, ephemeral
and precious, still remembered by some students or graduates of the faculty of
painting in the Academies of Fine Arts, becomes quietly scattered, relents
under pressure and resignedly follows the morbid spirit of our times. That’s
why it’s become so hard nowadays to stand up to the myth of Antigone who gave
our civilisation the question: how to desire and indeed go along one’s own way,
in the name of values chosen and against all odds?
Judyta Krawczyk-Domańska – a young painter with
several important exhibitions in Poland and Europe in her portfolio, graduate
of Warsaw’s Academy of Fine Arts, coming from Professor Leon Tarasewicz’s famous
studio – chose the most difficult of ways. The very choice she made calls for
our gesture of appreciation: not all is lost, then! Painting isn’t doomed yet!
It’s been years now that we watch her facing one white canvas after another, armed
with creative ardour, with paint and – most importantly, perhaps – in mystery.
Actually, it is from mystery that her work emanates. Her paintings, especially
from the most recent “Sixth Sense 2012” series, exude something gloomy and
capturing that instantly haunts the watcher. Once attracted, we shall sense we
deal with an artist who moves between “here and now” of being and “there and
then” of certain tragic memory, striving to fuse all this turmoil into a single
clear signal: “here am I”.
All this heartrending mood is skilfully combined with
quite a lot of irony which only emphasizes rather than blurs the overriding
melancholy of this painting. Even more importantly – considering how rare it is
– it manages to merge three canons fundamental for human existence and crucial
for e.g. psychoanalysis: Imaginative,
Symbolic and Real ones. Here we are on the road which knows no compromise: we
face the image, a “physical carrier” (term taken from pop culture) of pain,
questions, perplexities, dreams, subjectivity, emotional vibes, all abound with
hidden contexts. One of such questions is that about the sense of it all, about
who we are and why it’s so hard for us to deliver from all the things that
determined our existence. As I think about this painting, I can’t help
remembering a poem by Jacek Kaczmarski, after all one of Poland’s greatest art
critics, if expressing himself in poetry and songs: “We all come from
Rembrandt’s canvas / it’s just a matter of light // We all come from Socrates’
irony / unrecognized ignorance // We all come from Descartes’ inquiries / Ink
on paper, instead of a soul; // We all come from phoney posters: / Flat scream /
In vast silence”.
Judyta Krawczyk-Domańska’s painting is not a poster.
It provides a counter point to the swindle of civilisation of information, to
mass culture. Dr House, a TV series magician is suspended in the future but
only in order to have choice, because right beside we find a “Buñuel’s box”
with a mystery, a record, unsigned. What’s in there? Elsewhere, realistic
figures “dramatis personae” of life (the artist’s life?) emerge from canvas in
painful protest against attempts to let go. Oblivion, however, is like a smudge
– grey, here applied furiously, there with subtlety. Background in these
paintings is like memory – it represents unconsciousness, troubled and drowsy like
a Freudian dream, never seeming to find real peace. The artist paints these
scenes with astonishing focus, knowing that things external, visible, providing
tangible contents are neither just screened off by the background nor emerging
therefrom. Instead, they fall in, sucked within by the background and drowning
in it. Clearly, it is “those far away shores” that occur more important: questions
with no answers, chaos disturbing the grind of daily issues, the inanimate,
raw, inerasable crack of unconsciousness. That’s the real nature of this
painting – truly superb painting.
Modern world, let us repeat it, is rather unkind to
the artist as it does all things to mitigate all that’s real, torn and trying
in the human being. Still, a woman with a wolf’s head refuses being mitigated.
She stands upright, valiant, unshakeable. Just as art does – one that still
manages to find its believers.
Przemysław Szubartowicz
Critic, poet, journalist in
Polish Radio Channel One
......................................................................................................
......................................................................................................
......................................................................................................
2012
Judyta Krawczyk-Domanska
Polen, Warszawa
2010 Graduated with honors from studio of prof. Leon Tarasewicz, Department of Painting, Academy of Fine Arts, Warsaw, Poland
http://jukrado.blogspot.com
Polen, Warszawa
2010 Graduated with honors from studio of prof. Leon Tarasewicz, Department of Painting, Academy of Fine Arts, Warsaw, Poland
http://jukrado.blogspot.com
Award winnerSvenja Deininger
Winners of recognitionTomek Baran
Egor Koshelev
Maxim Liulca
Tara Sorin
Winners of recognitionTomek Baran
Egor Koshelev
Maxim Liulca
Tara Sorin
Nominees
Dan-Mihail Acostioaei Victor Alimpiev Florencia AlmirónRuben Aubrecht Calin Baban Alfredo BarsugliaChristian Bazant-Hegemark Zoltan Bela Radu BelcinMarius Bodea Daniel Brici Florin CiulacheRamona Mihaela Coarna Anemona Crisan Anca DanilaBeatrice Dreux Dejan Dukic Georg FrauenschuhThomas Gänszler Stefan Glettler Remus GrecuLia Gulua Georg Haberler Marlene HauseggerLevente Herman Daria Irincheeva Vladimir IvanchukYulia Ivashkina Kornel Janczy Dorota JedrusikDejan Kaludjerovic Christine Katscher Stephan KobatschAdrian Kolerski Zenita Komad Judyta Krawczyk-DomanskaEric Kressnig Stefan Kreuzer Olya KroytorBogumil Ksiazek Vlad Kulkov Matthias LautnerMadalina Lazar Diana Machulina Mikolaj MalekJoanna Mlącka Mirela Rodica Moscu Ute MüllerSergey Ogurtsov Ciprian Paleologu Philip PatkowitschCatalin-Marius Petrisor Pete Philippov Flavia PitisIvan Plusch Vladimir Potapov Laura-Angela PrataFilip Prêgowski Anastasia Prokofyeva Olga RaciborskaKevin A. Rausch Hannes Ribarits Valentin RuhryChristoph Schirmer Anna Schreger Kama SokolnickaMateusz Szczypinski Monika Szwed Marta TomasikStefan Ungureanu Andrei Varga Małgorzata Wielek-MandrelaMiłosz Wszołek
Judyta Krawczyk Domańska: już nie ja
Adres
Galeria Szara Kamienica
Rynek Główny 6
Rynek Główny 6
Kategorie
wystawa
Data i godzina
27.01.2011 00:00 - 20.02.2011 00:00
Wstęp
brak danych
Opis wydarzenia
Judyta Krawczyk Domańska
już nie ja
27.01.2011 – 20.02.2011
Galeria Szara Kamienica
Kraków, Rynek Główny 6
Wernisaż 27 stycznia , godz. 19.00
W obrazach Judyty Krawczyk-Domańskiej splatają się dwa ważne dyskursy: z jednej strony dominuje dyskurs tożsamościowy, z drugiej - przemijania w jego różnorakich aspektach. Autorka ukierunkowuje interpretacyjnie widzów proponując słowa-klucze: melancholia, samotność, dystans, smutek. Symbolicznie skonstruowane treści przywoływać mają wspomnienie utraty bliskiej osoby. Osobiste przeżycie odnosi się do dialogu między marzeniami dziecka a ich spełnieniem.
Ten zbiór to swoista autoterapia, ale czy tylko? Czyż nie jest to również próba ukonstytuowania własnej tożsamości – tożsamości kobiety, matki, siostry? Krawczyk-Domańska pokazuje trudne, ważne i piękne zarazem doświadczenie rozpięcia między utratą siebie (w tym przypadku spowodowaną śmiercią siostry – tak bliskiej, że będącej częścią „ja”) a nową autoidentyfikacją. Maski na twarzy sugerują próby zmierzenia się ze swoim nowym „ja” względem własnego ciała, roli społecznej ale także czasu i miejsca, w którym się znajdujemy, wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Niegotowe do przymierzenia sukienki poddają możliwe do wyboru identyfikacje i samookreślenia. Decyzja jeszcze nie zapada. Delikatnym lecz pewnym gestem docelowe formy - półprzezroczyste kreacje - są odsuwane. To już nie ja. To jeszcze nie ja. Za wcześnie na zdjęcie lekarskiej maski, dzięki której niewykształcony, nowy wyraz siebie nie musi być teraz ujawniony. Widzimy tylko oczy: spokojne, uważne, pewne, że właściwy czas, właściwa forma są na wyciągnięcie ręki.
W swoich pracach Judyta odkrywa coraz to nowe potencjalne zaangażowania. Kuriozalnie właśnie poprzez zasłanianie twarzy próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest? Czym jest tożsamość? Zmusza widza do skonfrontowania tego pojęcia z przypadkowością i nieprzewidywalnością zdarzeń, które nas dotyczą.
Judyta maluje na różnych podłożach - płótnach, płytach, papierze, roletach okiennych. Materiał ten pozwala na większy komfort przedstawienia, podbudowując przy tym również sedno treści – ulotność, incydentalność i niepewność naszej egzystencji.
"Spod wielokrotnych warstw farby ciągle pojawiała się jej twarz, oczy, które nie dawały odpowiedzi na pytania, tylko je zwielokrotniały. Dopiero cichy szept dialogu ze zmarłą w noc poślubną siostrą stał się sensem jej malarstwa. Wtedy dopiero odczuła nieodpartą potrzebę malowania, przyszła lawina pomysłów, (…) wspomnień, dotknięć. Niepotrzebne już były efektowne, ściekające farby, lecz spokój i rozwaga. Od dawna noszone w sobie dialogi z siostrą stały się obrazami, prawdą i częścią jej życia, jak twórczość każdego prawdziwego artysty."
Leon Tarasewicz
.....................................................................................................
fotorelacja z wernisażu " już nie ja" Galeria Szara Kamienica, Kraków, 2011 r.
http://www.sztukpuk.art.pl/wydarzenia_2010/324.html
......................................................................................................
Aktualności
-
już nie ja
27.01.2011 – 20.02.2011
Galeria Szara Kamienica
Kraków, Rynek Główny 6
Wernisaż 27 stycznia , godz. 19.00
W obrazach Judyty Krawczyk-Domańskiej splatają się dwa ważne dyskursy: z jednej strony dominuje dyskurs tożsamościowy, z drugiej - przemijania w jego różnorakich aspektach. Autorka ukierunkowuje interpretacyjnie widzów proponując słowa-klucze: melancholia, samotność, dystans, smutek. Symbolicznie skonstruowane treści przywoływać mają wspomnienie utraty bliskiej osoby. Osobiste przeżycie odnosi się do dialogu między marzeniami dziecka a ich spełnieniem.
Ten zbiór to swoista autoterapia, ale czy tylko? Czyż nie jest to również próba ukonstytuowania własnej tożsamości – tożsamości kobiety, matki, siostry? Krawczyk-Domańska pokazuje trudne, ważne i piękne zarazem doświadczenie rozpięcia między utratą siebie (w tym przypadku spowodowaną śmiercią siostry – tak bliskiej, że będącej częścią „ja”) a nową autoidentyfikacją. Maski na twarzy sugerują próby zmierzenia się ze swoim nowym „ja” względem własnego ciała, roli społecznej ale także czasu i miejsca, w którym się znajdujemy, wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Niegotowe do przymierzenia sukienki poddają możliwe do wyboru identyfikacje i samookreślenia. Decyzja jeszcze nie zapada. Delikatnym lecz pewnym gestem docelowe formy - półprzezroczyste kreacje - są odsuwane. To już nie ja. To jeszcze nie ja. Za wcześnie na zdjęcie lekarskiej maski, dzięki której niewykształcony, nowy wyraz siebie nie musi być teraz ujawniony. Widzimy tylko oczy: spokojne, uważne, pewne, że właściwy czas, właściwa forma są na wyciągnięcie ręki.
W swoich pracach Judyta odkrywa coraz to nowe potencjalne zaangażowania. Kuriozalnie właśnie poprzez zasłanianie twarzy próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest? Czym jest tożsamość? Zmusza widza do skonfrontowania tego pojęcia z przypadkowością i nieprzewidywalnością zdarzeń, które nas dotyczą.
Judyta maluje na różnych podłożach - płótnach, płytach, papierze, roletach okiennych. Materiał ten pozwala na większy komfort przedstawienia, podbudowując przy tym również sedno treści – ulotność, incydentalność i niepewność naszej egzystencji.
"Spod wielokrotnych warstw farby ciągle pojawiała się jej twarz, oczy, które nie dawały odpowiedzi na pytania, tylko je zwielokrotniały. Dopiero cichy szept dialogu ze zmarłą w noc poślubną siostrą stał się sensem jej malarstwa. Wtedy dopiero odczuła nieodpartą potrzebę malowania, przyszła lawina pomysłów, (…) wspomnień, dotknięć. Niepotrzebne już były efektowne, ściekające farby, lecz spokój i rozwaga. Od dawna noszone w sobie dialogi z siostrą stały się obrazami, prawdą i częścią jej życia, jak twórczość każdego prawdziwego artysty."
Leon Tarasewicz
.....................................................................................................
fotorelacja z wernisażu " już nie ja" Galeria Szara Kamienica, Kraków, 2011 r.
http://www.sztukpuk.art.pl/wydarzenia_2010/324.html
......................................................................................................
Aktualności
-
O wystawie "juz nie ja" piórem Natalii Klein (Poland-Art)2011-02-14
Odpowiedzi na te pytania - kto i dlaczego - wydają się podstawowe dla zanurzenia się w świat obrazów Judyty Krawczyk-Domańskiej. Częściowo udziela ich sama artystka: jak mówi, u podłoża cyklu „Już nie ja” leży osobiste, traumatyczne i bolesne doświadczenie: śmierć bliskiej osoby - siostry. Przedstawione na obrazach postaci kobiece (na wielu płótnach ustawione frontalnie, namalowane na białym tle, przyodziane w czarne, żałobne stroje, bądź odwrotnie - ubrane na biało, stojące na czarnym tle) prawdopodobnie można odczytywać jako noszące cechy ukochanej siostry. Obrazy stają się osobistą, intymną formą pamięci o zmarłej, znakiem sprzeciwu wobec zapomnienia i próbą uporania się z bólem wywołanym jej śmiercią. Jest to jednak pamięć szczególna - w pełni świadoma, że nie da się w sposób realny wstrzymać biegu czasu, czy też przywrócić życiu osoby zmarłej. Stąd zastosowany przez artystkę motyw niedokładnego portretu, zakrycia twarzy postaci przez maski, zamkniętych oczu. Bardzo duże wrażenie wywiera obraz, na którym twarz osoby sportretowanej jest mikroskopijna, niemal niewidoczna, jakby wymownie znikająca na ogromnym, białym płótnie. O niedoskonałości mechanizmu pamięci ma świadczyć także, jak mówiła artystka podczas wernisażu, dobór materiałów, na których wykonuje swoje obrazy - obok płócien, jest to także papier czy rolety okienne. Niszczenie części prac, odpryskiwanie farby, marszczenie się materiału - były celowym zabiegiem malarki. Niemniej jednak, mimo świadomości ograniczeń pamięci, wyrażającej się również w doborze materiałów, obrazy Krawczyk-Domańskiej stanowią przejmujące świadectwo próby ocalenia tego, co odeszło. Jak pisze o twórczości artystki Leon Tarasewicz, cichy szept dialogu ze zmarłą w noc poślubną jej rodzoną siostrą stał się sensem jej malarstwa. Wtedy dopiero odczuła nieodpartą potrzebę malowania, przyszła lawina pomysłów, (…) wspomnień, dotknięć. Niepotrzebne już były efektowne ściekające farby, ale spokój i rozwaga. Od dawna noszone w sobie dialogi z siostrą stały się obrazami, prawdą i częścią jej życia, jak twórczość każdego prawdziwego artysty.
Bardzo istotny jest wyeksponowany przez Tarasewicza motyw dialogów artystki ze zmarłą siostrą, stanowiących jeden z najważniejszych czynników konstytuujących jej tożsamość. Postaci przedstawione na obrazach odsłaniają bowiem również inne znaczenia - mianowicie, stają się także próbami autoportretu - właśnie próbami, akcentującymi wielość ról (wybieranych świadomie czy narzucanych? To kolejne pytanie, które sugerują obrazy zaprezentowane na wystawie), składających się osobowość kobiety. Podkreśleniu złożonej, niejednoznacznej tożsamości, być może zadaniu pytania o jej autentyczność, służy wyraźnie zaznaczony na płótnach motyw zmiany ubrań przez bohaterki obrazów, niczym kostiumów przez aktorów teatralnych. Zaś o konieczności ciągłego określania swoich ról społecznych, prezentowania ich światu, świadczy motyw zdjęć, które trzymają przed sobą bohaterki obrazów. Elementy te wzbudzają skojarzenie z więziennymi zdjęciami, określającymi tożsamość aresztowanych - być może artystka zadaje więc także tym samym pytanie o kwestię wolności jednostki poddanej presji społecznej.
Obrazy Judyty Krawczyk-Domańskiej otwierają wiele możliwości interpretacji, ale ich cechą wspólną jest głęboka szczerość i autentyczność, to znaczy fakt, iż wyrastają z realnej potrzeby wypowiedzenia w sztuce (i być może dzięki sztuce) osobistego bólu przemijania i utraty, postawieniu istotnych egzystencjalnych pytań, próby przekazania widzowi prawdziwych emocji. Być może właśnie dlatego obrazy artystki uderzają także niepowtarzalną wrażliwością.
Bardzo istotny jest wyeksponowany przez Tarasewicza motyw dialogów artystki ze zmarłą siostrą, stanowiących jeden z najważniejszych czynników konstytuujących jej tożsamość. Postaci przedstawione na obrazach odsłaniają bowiem również inne znaczenia - mianowicie, stają się także próbami autoportretu - właśnie próbami, akcentującymi wielość ról (wybieranych świadomie czy narzucanych? To kolejne pytanie, które sugerują obrazy zaprezentowane na wystawie), składających się osobowość kobiety. Podkreśleniu złożonej, niejednoznacznej tożsamości, być może zadaniu pytania o jej autentyczność, służy wyraźnie zaznaczony na płótnach motyw zmiany ubrań przez bohaterki obrazów, niczym kostiumów przez aktorów teatralnych. Zaś o konieczności ciągłego określania swoich ról społecznych, prezentowania ich światu, świadczy motyw zdjęć, które trzymają przed sobą bohaterki obrazów. Elementy te wzbudzają skojarzenie z więziennymi zdjęciami, określającymi tożsamość aresztowanych - być może artystka zadaje więc także tym samym pytanie o kwestię wolności jednostki poddanej presji społecznej.
Obrazy Judyty Krawczyk-Domańskiej otwierają wiele możliwości interpretacji, ale ich cechą wspólną jest głęboka szczerość i autentyczność, to znaczy fakt, iż wyrastają z realnej potrzeby wypowiedzenia w sztuce (i być może dzięki sztuce) osobistego bólu przemijania i utraty, postawieniu istotnych egzystencjalnych pytań, próby przekazania widzowi prawdziwych emocji. Być może właśnie dlatego obrazy artystki uderzają także niepowtarzalną wrażliwością.